Recenzja filmu

Handlarz cudów (2009)
Jarosław Szoda
Bolesław Pawica
Borys Szyc
Sonia Mietielica

Pijak za kierownicą

W "Handlarzu cudów" Borys Szyc udowadnia, że obecnie nie ma w polskim kinie równie utalentowanego i wszechstronnego aktora.
"Handlarz cudów" należy do rzadko uprawianego w naszym kinie gatunku – filmu drogi. Być może jesteśmy zbyt małym krajem, by tego rodzaju historie miały rację bytu. Nie ulega jednak wątpliwości, że dobrych, czy choćby tylko pamiętanych filmów drogi można zliczyć na palcach jednej ręki. Czy dzieło Szody i Pawicy dołączy do tego grona? Śmiem wątpić, bo choć jest to film z dużym potencjałem, brakuje w nim "pierwiastka mitotwórczego".

Głównym bohaterem "Handlarza cudów" jest Stefan – pijak i samobójca, który oszukuje siebie i innych religijną dewocją i planami pielgrzymki do Lourdes. Wciąż jednak tkwi w szponach nałogu i wystarczy drobne niepowodzenie, lekkie szturchnięcie losu, a pokusa wraca ze zdwojoną siłą. Wódka zdecydowanie nie pozwala mu żyć, ale dwójka czeczeńskich dzieci nie pozwoli mu umrzeć.  Urika i Hasim chcą się dostać do Lyonu, gdzie mieszka ich dawno niewidziany ojciec. Utknęli jednak we wschodniej Polsce. Kiedy słyszą Stefana mówiącego o wyprawie do Francji, postanawiają się do niego przyczepić jak rzep do psiego ogona. Początkowo Stefan nie ma zamiaru spełniać ich prośby i nie chce zawieść ich do Lyonu. Z czasem jednak "wyhodowuje" u siebie typową dla alkoholika obsesję, która sprawi, że wycierpi nawet zespół odstawienia, byle tylko dzieciaki bezpiecznie dotarły do celu.

Kino drogi rządzi się swoimi prawami i próby odstępowania od nich zazwyczaj źle się kończą. Jarosław Szoda, Bolesław Pawica i Mitko Panov zdają sobie z tego sprawę, ale i tak nie uniknęli błędów. Na plus należy zaliczyć konstrukcję bohaterów. Stefan jako postać, którą los zmusza do roli bohatera, jest osobą intrygującą, wzbudzającą sympatię i współczucie, ale zabarwione odrobiną gorzkiej irytacji. Dwójka dzieci jednocześnie pewnych siebie i całkowicie zagubionych stanowi doskonały dodatek i kontrapunkt. Fabuła zbudowana jest zgodnie ze sztuką, dzieląc podróż na etapy, z których część zawalona jest przeszkodami, inne zaś są czasem spokoju i zacieśniania więzów.

To, co w filmie nie zadziałało, to zakończenie. Finał niestety w filmie drogi ma znaczenie kluczowe, o czym zaświadczy każdy, kto widział "Znikający punkt", "Thelmę i Louise", "Priscillę, królową pustyni" czy "Doskonały świat". Zakończenie "Handlarza cudów" nie ma w sobie tej siły przebicia. Wydaje się, że twórcy chcieli uniknąć zbyt łzawego finału, przez co jednak związali sobie ręce. W takich warunkach nie mogło obyć się bez rozczarowania.

Nie rozczarowuje natomiast Borys Szyc. Jeśli jest jakiś powód, dla którego należałoby obejrzeć "Handlarza cudów", to jest to właśnie jego kreacja. Od pierwszego, fantastycznie wygłoszonego monologu Szyc przykuwa uwagę widza, hipnotyzując swoją grą, ukazując Stefana jako postać balansującą na krawędzi otchłani samozniszczenia. W "Handlarzu cudów" udowadnia on, że obecnie nie ma w polskim kinie równie utalentowanego i wszechstronnego aktora.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones